Nowe ...

Witam Was po długiej nieobecności. Czasami tu zaglądałam ale ostatnie miesiące miałam bardzo pracowite i pracowałam dosłownie do ostatniego dnia... :)



Co u mnie ? SPORO! Zmiany, zmiany, jeszcze raz zmiany. Ale zacznijmy od początku... Końcem maja sprzedaliśmy mieszkanko na pewnym osiedlu w Rzeszowie i mieliśmy dwa-trzy miesiące na ogarnięcie się z domem i przeprowadzkę. Wspomnę jedynie, że rozpoczęliśmy budowę domu w kwietniu ubiegłego roku i od miesiąca jesteśmy już jego mieszkańcami :) Oprócz załatwień związanych z wykończeniem domu, miałam też na głowie pracę i ciążę, którą wytrwale znosiłam. Do ostatniego momentu nie wiedzieliśmy czy damy radę z przeprowadzką w moim zaawansowanym stanie, ale nasi najbliżsi okazali się niezastąpieni, - przyjechali, spakowali, przewieźli, ja paluszkiem pokazywałam co gdzie i jak :) Chociaż nie czarujmy się, też dostałam niezły wycisk w tym magicznym czasie. Kilka pierwszych nocy spędziliśmy u teściów bo sprzątania było co nie miara, wszędzie kurz itp. Ja tam nie narzekałam, ale musiałam mieć na względzie także zdrowie mojego męża i córeczki.

W końcu wprowadziliśmy się na dobre. :) Nie oddamy już naszego domku. Jest śliczny, pachnie świeżością i czujemy się w nim wyjątkowo dobrze. Dla Oliwki posiadanie własnego pokoju i ogrodu jest spełnieniem najskrytszych marzeń a i ja już z utęsknieniem wyczekiwałam sadzenia pierwszych krzewów i urządzania rabatek.

Kiedy zdążyliśmy się już trochę urządzić i nacieszyć, skurcze odesłały mnie na porodówkę. Poród do łatwych nie należał, tym bardziej, że miałam porównanie do pierwszej ciąży i porodu sprzed czterech lat. Ten pierwszy przy tym to był pikuś. Nasza szanowna służba zdrowia a raczej sprzęt jakim dysponuje źle oszacowała wagę dziecka i pomylili się o KILOGRAM ! Tak, tak  KILOGRAM. I tak dziecko które wg USG ważyło 3800 , przyszło na świat z wagą urodzeniową 4800. Wiem, bardzo duży... ale oni kazali mi Go rodzić drogami natury. Może powinnam jeszcze wspomnieć, że chodziłam do prywatnego lekarza, z ustalonym cennikiem za wizytę i oczekiwałam chociaż odrobiny zaangażowania i profesjonalizmu. Kiedy po godzinie skurczy miałam już pełne rozwarcie a główka nie schodziła położna zczaiła się, że coś jest nie tak, ale kazali przeć ... aż do upadłego.. Ostatnich momentów porodu nie pamiętam bo traciłam przytomność i wydzierali ze mnie dziecko wszystkim co możliwe. Po trzech godzinach poczułam ulgę, ale nie słyszałam płaczu.... dziecko było owinięte pępowiną... ta cisza przerażała. Szczęśliwie była tam jedna osoba, która naprawdę wiedziała co robić i uratowała moje dzieciątko, dzięki Niej wszystko dobrze się skończyło...Później mnie uspali, nie mówiąc mi o tym , moja wyobraźnia płatała mi figle, już widziałam siebie z przeszczepionymi nogami konia albo z czymś jeszcze gorszym... sceny niczym w American Horror Story...
Kiedy się wybudziłam, kompletnie nie wiedziałam co się ze mną działo, nie byłam nawet pewna czy ten poród to wytwór mojej wyobraźni czy rzeczywiście urodziłam dziecko. Było strasznie...

Tak bardzo bałam się drugiego porodu, teraz chociaż wiem dlaczego... Dzięki Bogu udało się go przetrwać i urodzić zdrowego, ślicznego chłopca - mojego wspaniałego synka Kacperka.

Urodziłam 26.09.2014r. o godz 1:25 w nocy , po trzech godzinach mega bolesnych skurczy. Kacperek ważył 4800, mierzył 58 cm. 9 pkt APGAR.


Tym zakończę dzisiejsze rozważania... Pozdrawiamy serdecznie i przesyłamy moc całusów dla wszystkich kobiet wyczekujących swoich upragnionych pociech. Mam nadzieję, że żadnej z Was nie przytrafi się taki poród jak mój... chociaż gdyby nie to, nie miałabym tak wspaniałego synka, więc warto było się pomęczyć .. ;*

Komentarze

  1. jeeej.. ale się u Ciebie podziało!
    Na początku gratuluję przeprowadzki i domu! :) dotrwaliście :)
    A teraz: poród horror.. nie wiem jak to się dzieje, że Ci lekarze teraz tacy są.. ech.. nie dość, że narażają na niebezpieczeństwo ciebie to jeszcze dziecko.. :(
    swoją drogą rób sobie teraz regularnie badania na cukrzycę-kobiety rodzące dziecko powyżej 4kg mają w 90% takie powikłanie do 5 lat.. Ale to nic strasznego :) kontroluj tylko!

    A teraz kończę, a Wam życzę jak najlepiej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na szczęście wszystko, co złe, straszne i bolesne już się skończyło, teraz masz śliczny domek i zdrowego synusia :)
    Powodzenia ze wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń
  3. serdecznie gratulacje z powodu synka! niech rośnie zdrowo
    Ty się biedulo nacierpiałaś, ale dobrze, że wszystko dobrze się skończyło
    trzymajcie się ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolejny raz słyszę o tym, że lekarze tak bardzo pomylili się z wagą! To naprawdę oburzające.
    Dobrze, że wszystko skończyło się szczęśliwie i macie teraz siebie nawzajem :)))

    Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudo. Serdeczne gratulacje. Smutno mi się zrobiło czytając o tym co musiałaś przejść. Żeby tak duże dzieciątko rodzić naturalnie to jest chamstwo!!! Przecież to niebezpieczne...chore! Zdenerwowało mnie to trochę przyznam. Najważniejsze, że macie już to za sobą i wszystko skończyło się dobrze.

    OdpowiedzUsuń
  6. To strasznie! Tylko się denerwuję jak czytam takie rzeczy! Gratuluję ślicznego synka i życzę byś szybko zapomniała o porodzie! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratulacje z powodu synka ;) Obyś szybko zapomniała złe chwile i czuła już tylko radość z macierzyństwa. Przeprowadzka to faktycznie szalony okres, my z mężem też w ciągu ostatnich kilku miesięcy sprzedaliśmy mieszkanie, kupiliśmy drugie i w ciągu 1,5 miesiąca wykańczaliśmy je ze stanu deweloperskiego do stanu nadającego się do zamieszkania. Obłęd ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty